Nigdy nie wiesz co może Ciebie spotkać za kwadrans, godzinę czy dobę. Niszczycielska fala nawałnicy, która przeszła przez Pomorze i Kaszuby w sierpniu 2017 roku spustoszyła lasy, drogi, domostwa, linie elektryczne i ludzkie serca. „Na Kaszubach największym kompleksem leśnym są Bory Tucholskie o powierzchni 1170 km². Rozciągają się od Kościerzyny na południe”. Niestety powyższy punkt statystyczny przestał być aktualny zaledwie w kilka godzin sierpniowej nocy. Na szczęście nie zabrakło setek ludzi dobrej woli, którzy swoją ciężką pracą wsparli dzieło pomocy poszkodowanym. Bezinteresownie ofiarowali wolny czas, pracę, pojazdy, sprzęt leśny i budowlany oraz serca podane na dłoni. Wtedy wielkiego znaczenia nabierało słowo „Solidarność”, nie ta związkowa, ale ta zwykła ludzka.
Jak co roku wakacyjny sierpień w całej Polsce był napełniony relaksowym nastrojem, pełne morskie plaże opalających się osób i korzystających z ochładzającej wody turystów. Długie kolejki spacerowiczów na górskich szlakach turystycznych, taki obraz mogliśmy oglądać w pierwszej dekadzie sierpnia. I pewnie podobnie byłoby w drugiej i trzeciej dekadzie, lecz w tym czasie w wielu miejscach na Pomorzu trwał prawdziwy wyścig z czasem w walce o życie, zdrowie i majątek wielu ludzi. Jak światy równoległe w których dzieją się różne wydarzenia w tym samym czasie. Mój świat wtedy trwał nad Wisłą.
W pamiętną noc z 11 na 12 sierpnia byłem wraz z żoną Celiną na krótkiej wycieczce do Tczewa. Miejscowości oddalonej od Gdyni niespełna 70 km. Miasta, które spełniało
w okresie międzywojennym to samo zadanie co Gdynia obecnie. Na brzegu Wisły od strony Starego Miasta funkcjonował port przeładunkowy obsługujący morskie statki. Teraz w tym miejscu jest bulwar i promenada. Po porcie pozostały wyłącznie wspomnienia. W myśl powiedzenia: „Cudze chwalicie, swego nie znacie” była ochota pozwiedzać tczewskie muzea i sale wystawowe. Nocleg mieliśmy przy drodze krajowej nr 1 z oknami od strony północnej.
Spokój wypoczynku co jakiś czas przerywała zbliżająca się burza. Błyski i grzmoty nadchodzące ze wschodu było słychać już od 23.00. Wyglądałem przez okno od strony północnej, o godz. 23.36 przyszedł nagły, pierwszy silny podmuch. Brzozy stojące przed budynkiem wychyliły się do kąta poniżej 45º, to była zapowiedź natury tego co miało wydarzyć się za kilka godzin na Pomorzu. Doniesienia radiowe mówiły o niewyobrażalnej tragedii jaka dotknęła tak bliskie sercu mieszkańców Gdyni północne rejony Polski.