Gigantomania oraz formuła państwowej własności zupełnie nie sprawdziły się dla branży stoczniowej w latach dziewięćdziesiątych w warunkach gospodarki rynkowej. Wśród mrowia coraz lepiej prosperujących przedsiębiorstw tkwiła wielka „Stocznia”, której państwowy właściciel nie miał żadnego pomysłu na jej dalsze losy. Gorączkowo poszukiwano zagranicznych inwestorów branżowych, którzy mieliby doświadczenie i rokowali, że zdejmą z ramion polityków nierozwiązywalny ciężar.  Kolejne rządy z powodu ryzyka kosztów politycznych męczyły się nieudolnie z nierozwiązalnym dla nich zagadnieniem tracąc bezcenny czas. Oddech przyniosła odbudowująca się w połowie dekady koniunktura na rynku nowego tonażu. Stocznia Gdynia rozwinęła wysokoseryjną produkcję dużych statków: kontenerowców, gazowców, samochodowców i masowców. Ale kryzys popytowy 2002 roku oznaczał dla „Stoczni” początek drogi, która doprowadziła do likwidacji przedsiębiorstwa siedem lat później. W sytuacji pogorszonych „terms of trade”  (gwałtowana zwyżka cen stali spowodowana chińskimi przygotowanymi do Olimpiady), uzależniona wówczas już praktycznie od jednego kluczowego klienta „Stocznia” nie uzyskała rentowności w następnych latach. Proponowane przez rząd plany restrukturyzacji nie otrzymały aprobaty Komisji Europejskiej, która nakazała albo zwrot rządowej pomocy w łącznej kwocie około 1,6 mld złotych albo likwidację stoczni i sprzedaż jej majątku celem zaspokojenia wierzycieli. Wybrano drugie rozwiązanie i tym samym upadł niereformowalny moloch, który paradoksalnie nadal był w stanie produkować wysokiej jakości nowoczesne statki. Natomiast z przyczyn strukturalnych, nieusuwalnych z powodu formy państwowej własności, „Stocznia” nie była w stanie dalej funkcjonować jako podmiot gospodarczy w warunkach wolnej gry rynkowej. Decyzja KE niejako zastąpiła naturalne działanie mechanizmów rynkowych, uruchamiając mechanizm „twórczej destrukcji”[1]. Ostatnie wodowanie w historii przedsiębiorstwa Stocznia Gdynia miało miejsce 25 kwietnia 2009 roku i to był jej symboliczny kres.

Kres symboliczny, bo w lipcu tego roku gdańska stocznia „Crist”, w dzierżawionym suchym doku SD II zwodowała kadłub samo-podnośnej platformy Thor przeznaczonej do stawiania morskich farm wiatrowych. A wyprzedaż majątku „Stoczni” była dla dobrze prosperujących przedsiębiorstw niepowtarzalną okazją do szybkiego stworzenia własnego zaplecza produkcyjnego. W wyniku aukcji, która zakończyła się we wrześniu 2010 roku, najważniejsza infrastruktura – wymieniając z grubsza – została podzielona pomiędzy „Crist” (wydział Prefabrykacji Kadłubów K‑2 i duży 380 metrowy suchy dok SD II), gdyńską „Nautę” (pirs i nabrzeża Basenu VI)  oraz Elektromontaż Północ (suchy dok SD I).

Tak zaczęła się nowa historia terenów stoczniowych w Gdyni, które dziś tętnią życiem.

[1] McCraw T. [2007], Prophet of Innovation: Joseph Schumpeter and Creative Destruction, Harward University Press, Cambridge. Pojęcie „twórczej destrukcji” kojarzone jest z odradzaniem się nowych podmiotów gospodarczych w miejsce upadłych przedsiębiorstw. W dużym skrócie sprowadza się do postrzegania niepowodzenia gospodarczego jako szansy dla innowacyjności dzięki zaniechanie blokowania zmian przez ochronę nieefektywnych firm. Powoduje wzrost efektywności całej gospodarki.