W porcie gdyńskim podczas manewru s/s „Puck” zgniótł przy Nabrzeżu Pilotowym stary parowiec „Transport”, który w osiem minut zatonął; załoga ocalała. Wrak zabezpieczono i planowano jego wydobycie pływającym dźwigiem, a strata okazała się szczególnie dotkliwa, bo statek nie był ubezpieczony.
Wczoraj o godz. 17.30 wydarzył się w porcie gdyńskim niezwykły i bardzo poważny w skutkach wypadek żeglugowy. Przy Nabrzeżu Pilotowym stał przycumowany stary statek typu rzecznomorskiego, parowiec „Transport”, będący własnością prywatnego armatora p. Wilgórskiego. Jednostka ta, o pojemności 161 t rejestrowych brutto, została zbudowana w 1882 r., a więc 55 lat temu, mimo to jednak bez zarzutu pełniła służbę nawigacyjną, kursując z towarami w żegludze przybrzeżnej między Gdynią a Gdańskiem. O wspomnianej godzinie przybył do Gdyni z Rotterdamu statek „Puck”, który miał zatrzymać się przy Nabrzeżu Francuskim. Aby zająć przewidziane dlań miejsce, musiał w basenie portowym wykonać zwrot. W czasie tego manewru ciężko załadowany „Puck” najechał rufą na przycumowany przy nabrzeżu parowiec, miażdżąc mu burtę na szerokości blisko 2 metrów i zadając śmiertelną ranę. W ciągu ośmiu minut „Transport”, spowity w obłoki pary z rozdartych rur, poszedł na dno. O ratowaniu statku w tych warunkach mowy być nie mogło. Szczęściem było jeszcze to, że załoga — składająca się z właściciela i jednocześnie kapitana statku, jego żony oraz trzech marynarzy — zdołała wydostać się na brzeg bez szwanku. „Puck” wyszedł z wypadku z jedynie lekko powgniatanymi płytami poszycia. Niezwłocznie po awarii Wydział Ratowniczy „Żeglugi Polskiej” wszczął akcję w celu zabezpieczenia wraka przed wywróceniem się. Przytroczono go mocno do nabrzeża, przy którym obecnie posępnie sterczy z wody jedynie maszt. Nad wrakiem czuwają holowniki „Tytan” i „Bizon”. Waga zatopionego parowca wynosi około 100 ton bez ładunku. Sam ładunek był niewielki: zaledwie 5 ton mąki i 7 ton węgla. Dziś rozpoczęte będą prace nad wydobyciem statku z dna basenu na powierzchnię. Czynność tę prawdopodobnie uskuteczni dźwig pływający, sprowadzony z Gdańska; dźwig stoczni gdyńskiej ma bowiem maksymalną nośność tylko 75 ton. Dramatem właściciela „Transportu” jest to, iż statek nie był ubezpieczony.

