Rejon Pomorze (275) Gdynia 15

Mapa topograficzna obejmująca obszar od Pierwoszyna na północy do Witomina na południu

Zawiera linie komunikacyjne, osiedla, lasy, łąki, tereny podmokłe, torfowiska, przedmioty orientacyjne. Na mapie dobrze widoczny zarys Tymczasowego Portu Wojennego i Schroniska dla Rybaków. Na terenie portu skrótem zaznaczono wieżę wodną – Ww i elektrownię – El. Widoczny jest przebieg drogi z Gdyni do Oksywia oraz kolei jednotorowej biegnącej przy niej, do wysokości zabudowań Marynarki Wojennej na Oksywiu.

Na marginesie górnym podano nazwę arkusza, zamieszczono nadruk: Wyłącznie do użytku służbowego. Na marginesie dolnym widoczne są informacje o wykonawcy, objaśnienia oznaczeń komunikacji, kultur, znaków morskich. Na marginesie lewym zamieszczono szkic arkuszy Rejonu Pomorze, wzór poziomic z opisem wartości.

[Wydawca] Wojskowy Instytut Geograficzny, sprawdził por. Świderski w 1924 r. [Miejsce wydania] Warszawa 1926. Skala 1:25 000, druk barwny, 58 x 54,5 cm.

W zbiorach Muzeum znajduje się także mapa powstała z połączenia dwóch arkuszy Gdynia 15 (opisanego powyżej) i Chylonia 16. Naklejona na karton, brak marginesów, sygn. MMG/HM/1/431.

Wojskowy Instytut Geograficzny, sprawdził por. Świderski w 1924 r.

Warszawa, 1926.

Skala 1 : 25 000.

Druk barwny, 58 x 54,5 cm.

Marzena Markowska

Literatura: Marzena Markowska, Port gdyński w zbiorach kartograficznych Muzeum Miasta Gdyni, Muzeum Miasta Gdyni 2012.

Link do mapy: https://polona.pl/item-view/f0f232aa-a141-4d08-9471-417ab18aa779?page=0

Dziwna wizyta w gdyńskim ambulatorium

Wizyta w ambulatorium gdyńskiej Ubezpieczalni Społecznej Kazimierza Nowaka z tkwiącym w głowie zębem

Nie lada „klient” zjawił się wczoraj w ambulatorium, pogotowia gdyńskiej Ubezpieczalni Społecznej.
Potrzebujący pomocy lekarza około 17-letni młodzieniec posiadał na głowie potężnego guza, z którego wyzierał ząb ludzki, normalny, zdrowy ząb naturalny.
Lekarz, który wziął w swoje ręce „fenomena” zdębiał, niebawem jednak doszedł do wniosku, że niezwykły ząb tkwiący w czaszce pacjenta pogotowia, nie naturalną, lecz dziwną również drogą dostał się na niezwykłe to miejsce.
„Ząbkujący” na czubku głowy zdrowy biały kieł po krótkim zabiegu „dentystycznym” usunięto, a „fenomen”, siedemnastoletni Kazimierz Nowak zamieszkały przy ulicy Winiarskiego 7 w krótkich słowach opowiedział osobliwą historię „kiełkującego” na jego głowie zęba.
Nowak uczestniczył w treningu bokserskim, urządzonym przez jeden z klubów robotniczych. W czasie walki w wadze koguciej – siedemnastoletni „kogucik” skoczył na swego przeciwnika i zamiast „sierpowym”, czy „prostym” ukarał go za drobne jakieś przekroczenie przepisów regulaminu bokserskiego zwykłym, a bardzo sprawnie wykonanym „bykiem” – głową w zęby.
Przeciwnik legł znokautowany na macie bez jednego zęba, który — trzeba trafu — nie wypadł na podłogę, lecz jako znamię występku przeciwko zasadom tego szlachetnego sportu, zezwalającego na bicie w szczęki tylko i wyłącznie ręką otuloną w skórzaną rękawicę — „wykwitł” na czubku głowy Nowaka, wykonawcy przepisowego „byka”.
Ząb w czaszce. Nie fenomen natury, lecz przyszła sława pięściarska, “Gazeta Gdańska”, 1937, nr 231, s. 6

Szmugiel francuskiego szampana przez trzech marynarzy

Zatrzymanie trzech marynarzy z okrętu “Wilia” za przemyt 36 butelek francuskiego szampana

Szmugiel 36 butelek francuskiego szampana. Przyłapany przez gdyńską Straż Graniczną.
W tych dniach gdyńska Straż Graniczna zatrzymała pewnego marynarza, który maszerował z portu w kierunku Obłuża, mając w ręku pokaźną i dość ciężką walizkę. Po otwarciu walizki znaleziono w niej ni mniej, ni więcej, tylko dwa tuziny butelek wybornego francuskiego szampana.
Marynarza, którym był Mieczysław Pawlak z okrętu „Wilia”, sprowadzono do Komisariatu Straży Granicznej i kazano wytłumaczyć się, gdzie zdobył musującą zawartość walizki i w jakim celu transportował ją na ląd. Okazało się, że Pawlak zakupił szampan podczas pobytu we Francji, przywiózł go do Gdyni i tu usiłował przemycić do mieszkania swej przyjaciółki Ludwiki Kozłowskiej, zamieszkałej na Obłużu pod numerem 220.
Zarządzona u Kozłowskiej rewizja dała dalsze wyniki. Znaleziono u niej bowiem zakopane w ziemi obok domostwa, dalsze 12 butelek perlistego nektaru, które poprzednio już zdołano przemycić. Wyszło również na jaw, że Pawlakowi w procederze szmuglerskim pomocni byli dwaj inni marynarze Malczewski i Walkowski.
Wszyscy trzej wraz z panną Ludwiką odpowiadać będą przed sądem. 36 butelek szampana oczywiście skonfiskowano.
Musujący przemyt, “Gazeta Gdańska” 1937, nr 231, s. 6

Ujęcie szantażysty na gdyńskiej poczcie

Próba wymuszenia okupu przez pomocnika kupieckiego Gerarda Śmidowskiego na firmie KRAJORUCH

Władze policyjne w Gdyni powiadomione zostały o nowej próbie szantażu zaaranżowanej na sposób gangsterski.
Dyrekcja firmy „Krajoruch” otrzymała w tych dniach list, w którym nieznany osobnik domagał się okupu w sumie trzy tysiące złotych, grożąc wyjawieniem „tajemnic firmy” i opublikowaniem rewelacyjnych rzekomo szczegółów przedsiębiorstwa. Szantażysta donosił, że po odbiór „okupu” zgłosi się w biurze firmy dnia 24 września o godzinie 19,30 jego zaufany towarzysz.
Przed wyznaczonym terminem odebrania okupu, firma otrzymała od szantażysty jeszcze jeden list, w którym gangster żądał 3.000 w liście na poczcie, przy okienku „Poste restante”. Po porozumieniu się z policją, szantażowana firma złożyła kopertę z szyfrem „S 3“, po którą — w myśl pisemnego żądania — zgłosił się rodzimy gangster.
Szantażysta wpadł w zastawioną nań pułapkę. Niemiła niespodzianka spotkała go przy okienku pocztowym, gdzie odbiorcę listu ujęto i przytrzymano.
„Gangsterem” gdyńskim okazał się pomocnik kupiecki Gerard Śmidowski.
Domorosły gangster zdemaskowany przy odbiorze okupu, “Obrona Ludu” 1933, nr 120, s. 5

Napaść na kiosk

Próba włamania do kiosku przy ulicy Portowej


Wczoraj w nocy do kiosku p. W. na ulicy Portowej, przy którym znajduje się mieszkanie właścicielki, zaczął dobijać się jakiś osobnik. Właścicielka wzięła do ręki straszak i oczekiwała dalszego ciągu włamana w zupełnym spokoju. Kiedy osobnik rozpoczął tłuc szyby w oknach kiosku p. W. oddała strzał ze straszaka poczem napastnik zbiegł. Poszukuje go policja.

Napaść na kiosk, “Gazeta Gdańska” 1930, nr 82, s. 7.

Zamachy samobójcze przy ul. Świętojańskiej w Gdyni

Zamachy samobójcze spowodowane alkoholem i nieporozumieniami rodzinnymi Jerzego Tynkowskiego i Stanisławy Trzcińskiej

Onegdaj popołudniu w cukierni Lisieckiego, przy ul. Świętojańskiej wydarzył się niesamowity wypadek. Jeden z gości jak się później okazało rzeźnik Jerzy Tynkowski, ni stąd ni zowąd poderżnął sobie żyły u rąk.

Tynkowski przyszedł do cukierni w stanie podchmielonym prawdopodobnie więc zamach samobójczy był bezmyślnym odruchem spowodowanym nadmierna ilością wypitego alkoholu. Dziwnego „desperata” odstawiono do szpitala, gdzie udzielono mu pomocy. Żadne niebezpieczeństwo życiu jego nie grozi niebezpieczeństwo.

Również onegdaj wieczorem we  własnem mieszkaniu w baraku Wandtkego przy ul. Świętojańskiej, targnęła się na życie zażywając większą ilość esencji octowej dwudziestokilkuletnia Stanisława Trzcińska. Nieszczęśliwą przewieziono do szpitala Sióstr Miłosierdzia, gdzie mimo zastosowania zabiegów lekarskich około godziny 11 wieczorem zmarła. Przyczyną rozpaczliwego kroku były niesnaski rodzinne.

Dwa zamachy samobójcze jednego dnia przy ul. Świętojańskiej w Gdyni, “Dziennik Poznański” 1933, 8 kwietnia s. 6.

Zamachy samobójcze gdynian

Zamachy samobójcze rzeźnika Jerzego Tynkowskiego i Stanisławy Trzcińskiej


Onegdaj popołudniu w cukierni Lisieckiego, przy ul. Świętojańskiej wydarzył się niesamowity wypadek. Jeden z Gości jak się później okazało rzeźnik Jerzy Tynkowski, ni stąd ni zowad podrrżnął sobie żyły u rąk.

Tynkowski przyszedł do cukierni w stanie podchmielonym prawdopodobnie więc zamach samobójczy był bezmyślnym odruchem spowodowanym nadmierna ilością wypitego alkoholu. Dziwnego „desperata” odstawiono do szpitala, gdzie udzielono mu pomocy. Żadne niebezpieczeństwo życiu jego nie grozi niebezpieczeństwo.

Również onegdaj wieczorem we własnem mieszkaniu w baraku Wandtkego przy ul. Świętojańskiej, targnęła się na życie zażywając większą ilość esencji octowej dwudziestokilkuletnia Stanisława Trzcińska. Nieszczęśliwą przewieziono do szpitala Sióstr Miłosierdza, gdzie mimo zastosowania zabiegów lekarskich około godziny 11 wieczorem zmarła. Przyczyną rozpaczliwego kroku były niesnaski rodzinne.

Dwa zamachy samobójcze jednego dnia przy ul. Świętojańskiej w Gdyni, “Dziennik Poznański” 1933, 8 kwietnia, s. 6.

Napad na znajdujący się w stoczni „Schickau” statek „Kopernik”

Brutalny napad gdańskich hakenkreuzlerów na polski statek „Kopernik”

W drugim dniu świat Wielkiejnocy niewykryy dotychczas sprawcy napadli na znajdujący się w dokach stoczni „Schickau” w reperacji statek „Kopernik” należący do polskiej łuszczarni ryzu w Gdyni. Złoczyńcy poranili dozorującego marynarza Władysława Jeżyka, wyrywszy mu na piersiach nożem znak Hitlera – „Hackenkreus”. Również na leżących w kajutach i na pokładzie przedmiotach orz na przechowywanej fladze polskiej wyryto tenże znak.

Na wniosek komisarza R. P. w Gdańsku łuszczarnia ryżu w Gdyni zarządziła natychmiast wycofanie swego statku ze stoczni „Schichau”, przyczem nastąpiła z strony polskiej odpowiednia interwencja w senacie. W razie powtórzenia się podobnych zajść wstrzymane zostaną wszystkie obstalunki rządowe udzielone stoczni na terytorium.

Brutalny napad gdańskich hakenkreuzlerów na polski statek „Kopernik”, “Chwila”1930, nr 4323, s. 4

Budowa morskiej potęgi Polski

Rola Gdyni i Pomorza w budowie potęgi morskiej państwa

Takie słowa wypowiedział z okazji dziesię­ciolecia odzyskania Bałtyku polski minister handlu i przemysłu i protektor Gdyni, p. Kwiatkowski.

Jest to hasło dla społeczeństwa, wskazanie, że cały wysiłek naszej pracy winniśmy zwrócić w kierunku utrwalenia potęgi Polski za pomocą rozwoju w dziedzinie spraw morskich. Do pracy tej powołany jest cały naród, wszystkie jego warstwy.

W ciągu kilku zaledwie lat stworzyliśmy dzieło potężne, zbudowaliśmy Gdynię, która dzisiaj jest świadectwem woli, niespożytej energji i przedsiębiorczości całego naszego narodu. Pracowaliśmy nad budową tego dzieła w warunkach ciężkich, w czasie dotkliwego kryzysu gospodarczego i dlatego właśnie pokochaliśmy to dzieło całej Polski, które stanęło pracą głów i rąk polskich.

Gdynia jest solą w oku naszych wrogów, którzy w żaden sposób nie chcą dopuścić, aby Polska stała się państwem, które posiadać będzie znaczenie na morzu. Stąd też pochodzą wzmo­żone ataki na całość naszej ziemi nadmorskiej, na Pomorze, prowadzone w ostatnich tygodniach z niebywałą dotąd zaciekłością. Polska, jak długa i szeroka, zaprotestowała przeciw wrogim zakusom i oświadczyła zgodnie gotowość obrony Pomorza chociażby z bronią w ręku. W ostatnich dniach byliśmy świadkami wspaniałego przejawu jednomyślnej woli narodu: tam, gdzie chodzi o ca­łość naszego Pomorza, o bezpieczeństwo naszej Gdyni, milkną wszystkie spory wewnętrzne a słychać tylko jeden wielki głos całej Polski: wara od naszego morza i Pomorza!

Nie wystarczy jednak protestować tylko i wykazywać gotowość obrony zagrożonych ziem, trzeba nam w ciężkiej, wytrwałej pracy codziennej utrwalać związanie ziemi tej z resztą kraju, trzeba codziennie więzy te rozszerzać. Pamiętajmy o tem, że Gdynia dla stałego swego rozwoju potrzebuje gospodarczo i narodowo silnego Pomorza, które z kolei oprzeć się musi o całą Polskę. Współ­działanie nad scementowaniem tych więzów oto zadanie dla całego naszego społeczeństwa. Z tego punktu widzenia słowa p. min. Kwiatkowskiego stają się hasłem, wyrażającem ideologję morską.

Polski Odrodzonej. Trzeba, aby ideologja ta przeniknęła jak najszersze warstwy naszego społeczeństwa, aby stała się punktem wyjścia dla wszelkich naszych poczynań ogólnopaństwowych. W tym kierunku należy wytrwale pracować, uświadamiać. Trzeba, aby każdy Polak poznał morze, zapoznał się z jego wartością dla kraju, współdziałał moralnie czy materjalnie nad rozwojem Polski na morzu. Musimy powoli przeistaczać się z narodu o cechach wybitnie lądowych w naród, który patrzy w morze, bo w nim widzi gwarancję rozwoju mocarstwowego Polski.

Rozpoczynając wydawnictwo naszego pisma pragniemy zaznaczyć, że w zrozumieniu znaczenia morza dla Polski stajemy w szeregach propagatorów polskiej ideologji morskiej. Pragniemy pracą naszą przyczyniać się do jej pogłębienia w społeczeństwie w myśl hasła rzuconego narodowi przez p. min. Kwiatkowskiego, wyrażonego w słowach „Wszyscy frontem do morza”!

Redakcja.

Frontem do morza, “Przegląd Gdyński” 1930, nr 1, s. 1

Bandyci i „nieuczciwa konkurencja” w lasku witomińskim

Inkasent mleczarni gdyńskiej ścigany przez bandytów


Wczoraj wieczorem szosą z Witomina do Gdyni jechał sobie spokojnie furmanką inkasent mleczarni miejskiej D. z Orłowa Morskiego.
Wesoło pogwizdując wjechał do lasku witomińskiego sprawdziwszy jednak na wszelki wypadek czy torba z pieniędzmi jest dobrze zamknięta i czy rewolwer jest nabity.
Nie było to rzeczą zbyteczną, gdyż w gąszczu przydrożnych drzew w środku witomińskiego lasku dwóch przyjaciół od kilku godzin czekało na inkasenta.
BANDYCI CZEKAJĄ NA INKASENTA
Przyjaciele leżąc na wilgotnej ziemi byli nieco zdenerwowani. Nie przybyli oni tu wcale w celach odbycia wspólnej przejażdżki furmanką mleczarni miejskiej. Rewolwer znajdujący się w kieszeni jednego z nich, świadczył o tem, że rozmowa z inkasentem odbędzie się w formie dość podniesionej i stanowczej. Niestety, próba odbezpieczenia starego browninga wypadła negatywnie i przyjaciele musieli uzbroić się w zwykłe kamienne, czekając coraz bardziej niecierpliwie na turkot furmanki, który by oznajmił im zbliżanie się inkasenta z pieniędzmi.
„NIEUCZCIWA KONKURENCJA” BANDYTÓW CZEKA RÓWNIEŻ NA INKASENTA
O kilkanaście metrów dalej również w gąszczu przydrożnych drzew przyczaiło się jeszcze dwóch ludzi, tak samo czekających na przejazd furmanki z inkasentem.
Nagle daleko na szosie rozległ się turkot wozu i na zakręcie ukazała się niecierpliwie oczekiwana furmanka.
W tej samej chwili z pod krzaku wytrysnęły nagle dwa zręczne cienie i biegnąc do wozu krzyknęły: „Odrzućcie broń i ręce do góry”.
UCIECZKA I POŚCIG
Ale rzucony kamień chybił a inkasent wyciągnowszy rewolwer jedną ręką, drugą zaciął konie i puścił się do ucieczki przed ścigającymi go bandytami.
Ciszę leśną przerwał głośny turkot pędzącej furmanki i krzyki ścigających go opryszków.
Nagle przed oczyma jego mignęły dwie nowe postacie, zabiegające mu drogę i do uszu przerażonego inkasenta doleciał okrzyk: „Stój!”. Nieszczęśliwy, przerażony nagłą zasadzką zorganizowanej bandy, woźnica jeszcze mocnej uderzył konie batem i strzelił na postrach do góry, lecz minął zabiegających mu jednak drogę ludzi, którzy przestraszywszy się widocznie, znowu ukryli się w krzakach.
Ale dwaj pierwsi mimo wszystko nie dawali za wygraną i nie zwracając uwagę na niepowodzenie kolegów biegli wciąż za furmanką.
NIEOCZEKIWANE SPOTKANIE
Nagle w chwili, gdy mijali oni miejsce, w którem ukryli się dwaj następni, czyhający na inkasenta ludzie, rozległ się okrzyk „ręce do góry” i „nieuczciwa konkurencja” zabiegła drogę bandytom, którzy według wszelkich praw mieli jednak pierwszeństwo w tej sprawie.
Oburzenie ścigających nie miało granic. Uważali oni, że po takim wysiłku należą im się pieniądze mleczarza, który tymczasem oddalał się coraz bardziej.
Niewątpliwie kamienie, przeznaczone dla tego ostatniego poszłyby w ruch, gdyby nie rewolwery, które skierowała w pierwszą placówkę bandycką konkurencyjna zasadzka.
W RĘKACH POLICJI
Obaj przyjaciele, oburzeni zachowaniem się konkurentów, zaczęli proponować pewne kompromisy, byleby jednak dopaść mleczara, lecz nagle pod klapą marynarek grożących im rewolwerami osobników ujrzeli oznaki policji śledczej.
Placówkę Nr 2 w gąszczu przydrożnych drzew tworzyli dwaj wywiadowcy wydziału śledczego, dobrze poinformowani widocznie o niebezpieczeństwie, którego nie przeczuwał mleczarz – inkasent.
W chwili, gdy pełen wrażeń inkasent mleczarni miejskiej zakręcał z ulicy Witomińskiej na Śląską, dwaj skuci w kajdany opryszki smutnie kroczyli do kryminału.

Bandyci i „nieuczciwa konkurencja” w lasku witomińskim, “Gazeta Gdańska” 1935, nr 81, s. 7.

Pijacy pobili oficera marynarki handlowej w śródmieściu Gdyni

Pierwszy oficer statku handlowego SS KATOWICE ofiarą napadu pijackiego


Wczorajszej nocy na placu Kaszubskim w Gdyni wydarzył się wypadek, świadczący o tem, że męty społeczne, które obrały sobie tę centralną dzielnicę miasta za pole do niesamowitych harców, zagrażać zaczynają bezpieczeństwu publicznemu.

Ośrodkiem „życia towarzyskiego” są podrzędne knajpy, znajdujące się w wylotu ulicy Portowej, które mają tę wadę, że ekspansja życiowa ich gości wyładowuje się zwykle na ulicy a nie wewnątrz. Na widok policjanta zjawiającego się Zresztą dość często w tej okolicy wszystko przenosi się do lokali, aby w chwilę później znowu wyskoczyć na jezdnię i kontynuować swoje popisy wokalne i retoryczne.

Wczoraj w nocy ńa przechodzącego placem Kaszubskim I oficera ss. ‘Katowice’ Michała Niczkę napadło kilku podchmielonych opryszków, którzy zadali mu kilka silnych ciosów w głowę i skaleczyli go tak poważnie, że rannym zaopiekować się musiał lekarz.

Na rozwydrzewnie stałych wieczornych i dziennych bywalców knajp w okolicach placu Kaszubskiego zwracano już uwagę na ostatniem posiedzeniu Rady Miejskiej, należy
więc przypuszczać, że władze policyjne otoczą specjalnie czulą opieką tę dzielnicę naszego miasta i wykorzenią ten awanturniczy rodzaj zabaw ulicznych, jak wykorzeniły
go na innych ulicach Gdyni.

Pijacy pobili oficera mar. Handlowej w Śródmieściu Gdyni, “Dzień Bydgoski” 1935,nr 102, s. 8.

Michał Kowalewski mordercą dwóch osób

Sensacyjne szczegóły morderstwa w barze Cafe Centrum

Jak wykazało dalsze śledztwo, sprawcą krwawego czynu w barze gdyńskim okazał się niejaki Michał Kowalewski zamieszkały w Poznaniu przy ul. Wodnej 12. Kowalewski urodził się 29 września 1919 roku, liczy za tym niespełna 20 lat. Do „Cafe Centrum” przybył po raz pierwszy w życiu i istotnie tak jak pisaliśmy o tym wczoraj — z nikim w barze nigdy nie miał nic wspólnego.

Kowalewski jest synem emerytowanego kolejarza, zam. również w Poznaniu. Z Poznania wyjechał 24 maja, celem odwiedzenia swej matki, która od siedmiu lat pozostaje w zakładzie dla umysłowo chorych w Owińsku. Z Owińska miał przybyć do Gdyni, aby odwiedzić swą ciotkę. Zamiast do ciotki, przybył do baru, gdzie prawdopodobnie pod wpływem alkoholu dostał szału i zastrzelił dwie osoby, raniąc ciężko trzecią.
Młody szaleniec posiadał broń nielegalnie. Władze śledcze starają się obecnie usilnie o sprawdzenie faktu, skąd Kowalewski otrzymał rewolwer i jaką drogą.

Z dotychczasowych badań prowadzonych niezwykle energicznie wynika, że Kowalewski miał zwyczaj mawiać do ludzi z którymi prowadził sprzeczki „że ich zastrzeli”. Pogrzeb śp. Wargackiej i Płotki odbędzie się prawdopodobnie dziś w środę. Zbrodnia popełniona przez szaleńca wywołała w Gdyni wstrząsające wrażenie. Śp. Wargacka była powszechnie łubiana, pracowita i bardzo porządna dziewczyna, Płotka należał również do ludzi spokojnych. Tragiczny zbieg okoliczności pozbawił go młodego życia.

Kowalewski, który po krwawym czynie popełnił zamach samobójczy jeszcze żyje.
choć stan jego jest beznadziejny. Kula tkwi nadal w mózgu, a wszelka operacja jest nie do pomyślenia.

Ranna bufetowa Misiorna czuje się znacznie lepiej. Stan jej nie budzi żadnych poważniejszych obaw.

Sensacyjne szczegóły morderstwa w barze gdyńskim. Michał Kowalewski dziedzicznie obciążony furiat – Słaba nadzieja utrzymani go przy życiu, “Gazeta Pomorska” 1939, nr 124, s 2

Samobójczy strzał po krwawym czynie

W gdyński barze zastrzelone zostały dwie osoby

W niewielkim barze „Cafe Centrum” w Gdyni, przy ul. Abrahama 14 — rozegrał się mrożący krew w żyłach i zarazem tajemniczy dramat, którego ofiarami padły dwa osoby zabite, jedna ranna, a sam morderca popełni! samobójstwo.
Przebieg tej ponurej masakry, według dotychczasowych informacji przedstawiał się następująco:

W BARZE LUDWIKA LIRY

Do podrzędnego baru Ludwika Liry przy szedł wieczorem nieznany gość i poprosił o kolację. W czasie jedzenia zachowywał się milcząco, zakrapiając gęsto wódką. Po pewnym czasie zażądał rachunku. Do stolika podeszła wówczas kelnerka, niejaka Józefa Wargacka. Między tajemniczym przybyszem, a nią wybuchła nagle sprzeczka. Ni stąd ni zowąd zerwał się on z krzesła i począł strzelać na oślep do wszystkich w lokalu.
Pod kulami zbrodniarza padła na miejscu Wargacka i znajdujący się w barze Jan Płotka. robotnik. Następny strzał ugodził w nogę współwłaścicielkę lokalu Liry, 37 letnią Katarzynę Misiorną. Tajemniczy osobnik po dokonaniu straszliwego dzieła strzelił sobie w usta.
Zawiadomiono pogotowie i zaalarmowano policję, która równocześnie z lekarzami przybyła niezwłocznie. Zabójca dawał jeszcze oznaki życia, natomiast Wardecka i Płotka wyzionęli ducha. Ranną Misiornę i mordercę pogotowie zabrało do szpitala Sióstr Miłosierdzia.

KIM JEST MORDERCA?

Tajemniczego osobnika nikt w Gdyni nie zna. Dokumentów żadnych przy sobie nie posiadał. Wersja o konflikcie miłosnym jest wykluczona. Tajemnica trudna do rozwiązania, gdyż zabójca wprawdzie nie żyje, ale jest ciągle nieprzytomny. W szpitalu ustawicznie go. czuwają przedstawiciele Wydziału Śledczego.

Nadzieja utrzymania przy życiu zabójcy jest słaba. Możliwe, że na chwilę wróci mu przytomność i wówczas może będzie można dowiedzieć się czy miano do czynienia z furiatem, czy też między nim a Wardecką był jakiś uprzedni związek. Najbliższe godziny wyjaśnią niewątpliwie tę tajemniczą zagadkę.

Straszny dramat w gdyńskim barze. Dwa trupy — Samobójczy strzał po krwawym czynie, “Gazeta Pomorska” 1939, nr 123, s. 2.

Ojciec zgładził 6-ro dzieci. Łańcuch potwornych zbrodni sadysty

Otrucie przez mieszkającego w Gdyni Obłużu szewca sześciorga dzieci

Dzielnica robotnicza Gdyni Obłuże, stykająca się z Oksywiem, została poruszona potworną wiadomością o otruciu przez ojca 6 dzieci. W jednym z domów na Obłużu zajmował pokój z kuchnią szewc, pochodzący w Włocławka, 47 letni Aleksander Buczyński wraz żoną i liczną rodziną.
Buczyński został aresztowany onegdaj pod zarzutem otrucia swych dzieci.
Jak ustalono, w ciągu swego pożycia małżeńskiego Buczyńscy mieli 12 dzieci, z których czworo żyje, reszta zaś zginęła z ręki ojca.
Począwszy od roku 1920 zgładził on je tego świata już w pierwszych tygodniach po narodzeniu, dając im silny odwar maku, po którym zasypiały i już więcej się nie obudziły
Zamordowane tak ohydnie niemowlęta były w wieku od tygodnia do 2 miesięcy.
Buczyński mordował swe dzieci z całą świadomością czynu – prawdopodobnie dlatego, aby pozbyć się kłopotów, związanych z wychowaniem tak licznej rodziny.
Potworny szewc został aresztowany i po przesłuchaniu przez policję oraz sędziego śledczego osadzony w więzieniu w Wejherowie

“Gazeta Wileńska” 1936, nr 334, s. 3

Krzysztof Wieczorek – wernisaż wystawy malarstwa

Krzysztof Wieczorek Perlatti

Zapraszamy na wernisaż wystawy malarstwa Krzysztofa Wieczorka, który odbędzie się 1 czerwca o godzinie 18 w Galerii Towarzystwa Miłośników Gdyni.

Krzysztof Wieczorek Perlatti od wielu lat działa w Kole Plastyków im. W. Szczeblewskiego Towarzystwa Miłośników Gdyni, a jego prace zaskakują ciekawym stylem i wymową artystyczną. Wernisaż wystawy odbędzie się 1 czerwca o godzinie 18 w Galerii TMG, Gdynia ul.Władysława IV 51.

Wystawa będzie dostępna od 1 do 14 czerwca.

Serdecznie zapraszamy.

Mirek Śledź 30 lat twórczości

Mirek Śledź

Wernisaż wystawy “Śledź z Gdyni” 30 lat twórczości Mirka Śledzia odbędzie się 2 czerwca o godzinie 19 w tuBaza, Gdynia Al.Zwycięstwa 291.

Mirek Śledź to gdyński malarz cieszący się szerokim uznaniem w Polsce i na świecie. Jego obrazy wystawiane były między innymi w Chicago, Brukseli, Kioto, Yokohamie, Bordeaux, Monachium, Wenecji… Swój styl określił jako “kwadryzm”. Jest laureatem wielu nagród i wyróżnień.

Mirek Śledź