Zazdrosny mąż i lekkomyślne kuzynostwo

Nie wolno chodzić na zabawę, gdy należało pójść na chrzciny

Franciszek Drozd, 26-letni młody człowiek i w dodatku kawaler, umówił się ze swą kuzynka i jej mężem, że w niedzielę pójdą wspólnie do znajomych na chrzciny. W ostatniej chwili jednak młodzi kuzynowie zmienili projekt i zamiast udać się na skromną uroczystość rodzinną, postanowili spędzić wieczór bardziej hucznie i wesoło, a co najważniejsze — we dwoje.
Pozostawili więc, męża w mieszkaniu przy ul. Rybińskiego 102, sami zaś cichaczem wynieśli się do miasta. Męż, starszy, stateczny człowiek, czekał cierpliwie parę godzin, gdy zaś małżonka jego i miły kuzynek nie wracali, postanowił rozpoczęć poszukiwania. Udał się przede wszystkim do owych znajomych, gdzie odbywały się chrzciny, lecz oczywiście młodej parki tam nie zastał. Ruszył więc również do miasta i zaczął kolejno obchodzić różne lokale, gdzie wrzała wesoła niedzielna zabawa.


Na jednej z takich „tańcówek”, wśród tłoczącej się i sunącej w takt tańca ciżby, zazdrosny mąż spostrzegł wreszcie swoją uroczą połowicę, rozkosznie uśmiechniętą w ramionach młodego dansera, którym był oczywiście p. Franciszek.
Jakkolwiek sytuacja była dość jasna, starszy pan miał jeszcze tyle taktu, że nie wyciągnął z miejsca konsekwencji wobec swej lekkomyślnej małżonki i jej adoratora, lecz z angielską flegmę opuścił zabawę i wrócił do domu przy ul. Rybińskiego. Tu czekał długie godziny, nie zmrużywszy oka, a gorycz i ból wzbierały z minuty na minutę w jego sercu.

Wreszcie usłyszał kroki i wesołe głosy. Drzwi otwarły się i do pokoju wkroczyła młoda para w wyśmienitym humorze, podsyconym znakomicie wypitym alkoholem. Tego biednemu mężowi było już za wiele. Chwycił pierwszy z brzegu ciężki przedmiot (okazało się, że była to dusza od żelazka do pracowania) i zaczął okładać nim z całych sił skuzynowanego adoratora swej żony.
Rezultat, jak często w podobnych wypadkach: Drozda zabrało pogotowie, aby opatrzyć mu rany tłuczone głowy. Nie sę one zresztę groźne. Czy po tej scenie małżonkowie się pogodzili — o tym kronika milczy.

Literatura: Zazdrosny mąż i lekkomyślne kuzynostwo. Nie wolno chodzić na zabawę, gdy należało pójść na chrzciny, “Gazeta Gdańska”. – 1938, nr 227, s. 7.

Trup kobiety z nożem kuchennym w piersi

Niezwykłe samobójstwo w Gdyni

W sobotę wieczorem na ul. Witomińskiej 7 w Gdyni rozegrała się tajemnicza tragedia, której, ofiarą padła 30-letnia Pelagia Libierska. Libierska zamieszkiwała wspólnie ze swym kochankiem, z którym tragicznego wieczoru wszczęła gwałtowną sprzeczkę. W trakcie kłótni shisteryzowana kobieta chwyciła duży nóż kuchenny i wbiła go sobie głęboko w klatkę piersiową. Zawezwany lekarz pogotowia ratunkowego po przybyciu na miejsce znalazł Libierską w krwawej kałuży już bez życia. Przyczyną śmierci był wielki upływ krwi.

Powierzchowne oględziny zwłok wykazały, że nóż tkwił głęboko w piersi, co wydaje się podejrzane, gdyż przy zamachach samobójczych tego rodzaju ofiara traci zazwyczaj siły, i nie jest w stanie zadać sobie tak potężnego ciosu. W sprawie tej władze śledcze wszczęły dochodzenia, które wyświetlą, czy zmarła istotnie sama pozbawiła się życia. Miarodajny będzie zwłaszcza wynik obdukcji zwłok, która w najbliższych godzinach ma być przeprowadzona.

Literatura: Trup kobiety z nożem kuchennym w piersi. Niezwykłe samobójstwo w Gdyni, “Gazeta Gdańska”. – 1938, nr 13, s. 5

Krwawa bitwa dwóch krewniaczek

Osiemnastoletnia zwyciężyła 28 letnią

Zamieszkałej na ul. gen. Dreszera 39d 28-letniej Klarze Sielankowej złożyła wczoraj wizytę siostrzenica jej męża, która jakkolwiek liczy dopiero latek 18, odznacza się już krewkim i wybuchowym temperamentem. O co poszło obu niewiastom o tym kroniki milczą — dość, że w pewnej chwili, gdy kłótnia doszła do swego punktu kulminacyjnego, „miła” osiemnastolatka chwyciła stojącą lampę i wyrżnęła nią z całej siły w głowę swej ciotki. Skutek był ten, że Sielankową zabrało pogotowie ratunkowe, aby opatrzyć jej rany tłuczone i ciętą na głowie oraz szyi. Jak z powyższego widzimy, w domu p. Sielankowej tego dnia nie było zbyt… sielankowo…

Literatura: Krwawa bitwa dwóch krewniaczek. Osiemnastoletnia zwyciężyła 28 letnią, Gazeta Gdańska 1938, nr 14, s. 9.

Polskie holowniki powróciły


W dniu wczorajszym powróciły do Gdyni polskie holowniki „Atlas”, „Tur” i „Żeglarz”. Holowniki te zostały wywiezione przez Niemców do zachodnich portów niemieckich i na skutek stara11 polskich władz morskich, zostały obecnie zwrócone przez okupacyjne władze alianckie.
Przed tygodniem po holowniki te wyjechała polska załoga z kpt. Kubinom na czele i w dniu wczorajszym szczeliwie przyprowadziła statki do Gdyni. Przyprowadzone holowniki są pierwszymi jednostkami, jakie zostały nam zwrócone z liczby zrabowanego taboru portowego i rybołówczego. Starania o dalsze jednostki są w toku.
Holowniki po lekkiej naprawie zostano przeznaczone do służby holowniczej w Gdyni i Gdańsku. Wprowadzenie ich do służby znacznie usprawni ruch statków w portach polskich.

Literatura: Polskie holowniki wróciły do Gdyni, Dziennik Bałtycki, 1946, nr 4.

200 ton towarów dla Ambasady Amerykańskiej w Moskwie

Ostatnio odszedł z Gdyni fiński statek „Ivallo” zabierając między innymi 200 ton towarów dla Ambasady Amerykańskiej w Moskwie. Ładunek ten składa się głównie z żywności. Statek wyładuje towar w Helsinkach, skąd koleją tranzytem skierowany zostanie do Moskwy.

Literatura: 200 ton towarów dla Ambasady Amerykańskiej w Moskwie, “Dziennik Bałtycki”. – 1946, nr 9.

Biuro Odbudowy Portów

Instytucja powołana do prowadzenia odbudowy polskich portów. Podlegała Departamentowi Morskiemu Ministerstwa Przemysłu i Handlu

Zaczęła działać od 1 czerwca 1945 r. , choć w niektórych publikacjach jako datę utworzenia Biura Odbudowy Portu podaje się dzień 28 maja 1946 r., dopiero bowiem w tym dniu podpisane zostało Rozporządzenie Ministra Handlu Zagranicznego i Żeglugi o utworzeniu tej instytucji (Dz.U. nr 26 z 18 czerwca 1946 r.)

28 maja rozporządzeniem Ministra Żeglugi i Handlu Zagranicznego powołane zostało Biuro Odbudowy Portów. Do faktycznego jego uruchomienia doszło 1 czerwca w Gdańsku. Do podstawowego zakresu działań nowo utworzonej instytucji zaliczono odbudowę morskich portów handlowych ze zniszczeń wojennych oraz oczyszczenie wód portowych i dróg żeglugowych z wraków i innych przeszkód w nawigacji.  Dyrektorem BOP został Władysław Szedrowicz, a naczelnym inżynierem (zastępcą dyrektora) Witold Tubielewicz.

Początkowo centrala BOP dzieliła się n cztery wydziały: organizacyjno-personalny, finansowy, gospodarczy, dostaw i planowania. W grudniu 1945 r. wydzielono dwa kierownictwa robót dla tzw. portów I klasy (Gdańsk i Gdynia). Kierownictwo robót w Gdyni został mieściło się w tzw. Domku Wendy (inż. Henryk Wagner).

W tym czasie zreorganizowano centralę dzieląc ją na siedem wydziałów, bezpośrednio podległych naczelnemu inżynierowi.  Pod koniec 1945 r. Biuro Odbudowy Portów zatrudniało ok. 2400 pracowników, w tym 430 mundurowych.

Literatura: Oskar Myszor, Port Gdyński w 1945 roku: stan zniszczeń, uruchomienie i początek odbudowy, [w:] Morze nasze i nie nasze. Zbiór studiów pod red. Piotra Kurpiewskiego, Tadeusza Stegnera, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 2011; Czesław Kleban, Port Gdynia 1922-1972, s. 43.

Bandyci i „nieuczciwa konkurencja” w lasku witomińskim

Inkasent mleczarni gdyńskiej ścigany przez bandytów

Wczoraj wieczorem szosą z Witomina do Gdyni jechał sobie spokojnie furmanką inkasent mleczarni miejskiej D. z Orłowa Morskiego.
Wesoło pogwizdując wjechał do lasku witomińskiego sprawdziwszy jednak na wszelki wypadek czy torba z pieniędzmi jest dobrze zamknięta i czy rewolwer jest nabity.
Nie było to rzeczą zbyteczną, gdyż w gąszczu przydrożnych drzew w środku witomińskiego lasku dwóch przyjaciół od kilku godzin czekało na inkasenta.

BANDYCI CZEKAJĄ NA INKASENTA

Przyjaciele leżąc na wilgotnej ziemi byli nieco zdenerwowani. Nie przybyli oni tu wcale w celach odbycia wspólnej przejażdżki furmanką mleczarni miejskiej. Rewolwer znajdujący się w kieszeni jednego z nich, świadczył o tem, że rozmowa z inkasentem odbędzie się w formie dość podnieconej i stanowczej. Niestety, próba odbezpieczenia starego browninga wypadła negatywnie i przyjaciele musieli uzbroić się w zwykle kamienie, czekając coraz bardziej niecierpliwie na turkot furmanki, który oznajmił im zbliżanie się inkasenta z pieniędzmi.

„NIEUCZCIWA KONKURENCJA” BANDYTÓW CZEKA RÓWNIEŻ NA INKASENTA

O kilkanaście metrów dalej również w gąszczu przydrożnych drzew przyczaiło się jeszcze dwóch ludzi, tak samo czekających na przejazd furmanki z inkasentem.
Nagle daleko na szosie rozległ się turkot wozu i na zakręcie ukazała się niecierpliwie oczekiwana furmanka.
W tej samej chwili z pod krzaku wytrysnęły nagle dwa zręczne cienie i biegnąc do wozu krzyknęły: „Odrzucie broń i ręce do góry”.

UCIECZKA I POŚCIG

Ale rzucony kamień chybił a inkasent wyciągnąwszy rewolwer jedną ręką, drugą zaciął konie i puścił się do ucieczki przed ścigającymi go bandytami.
Ciszę leśną przerwał głośny turkot pędzącej furmanki i krzyki ścigających ją opryszków.
Nagle przed oczyma jego mignęły dwie nowe postacie, zabiegające mu drogę i do uszu przerażonego inkasenta doleciał okrzyk: „Stój!”. Nieszczęśliwy, przerażony nagłą zasadzką zorganizowanej bandy, woźnica jeszcze mocnej uderzył konie batem i strzelił na postrach do góry, lecz minął zabiegających mu jednak drogę ludzi, którzy przestraszywszy się widocznie, znowu ukryli się w krzakach.
Ale dwaj pierwsi mimo wszystko nie dawali za wygraną i nie zwracając uwagę na niepowodzenie kolegów biegli wciąż za furmanką.

NIEOCZEKIWANE SPOTKANIE


Nagle w chwili, gdy mijali oni miejsce, w którem ukryli się dwaj następni, czyhający na inkasenta ludzie, rozległ się okrzyk „ręce do góry” i „nieuczciwa konkurencja” zabiegła drogę bandytom, którzy według wszelkich praw mieli jednak pierwszeństwo w tej sprawie.
Oburzenie ścigających nie miało granic. Uważali oni, że po takim wysiłku należą im się pieniądze mleczarza, który tymczasem oddalał się coraz bardziej.
Niewątpliwie kamienie, przeznaczone dla tego ostatniego poszłyby w ruch, gdyby nie rewolwery, które skierowała w pierwszą placówkę bandycką konkurencyjna zasadzka.


W RĘKACH POLICJI


Obaj przyjaciele, oburzeni zachowaniem się konkurentów, zaczęli proponować pewne kompromisy, byleby jednak dopaść mleczara, lecz nagle pod klapą marynarek grożących im rewolwerami osobników ujrzeli oznaki policji śledczej.
Placówkę Nr 2 w gąszczu przydrożnych drzew tworzyli dwaj wywiadowcy wydziału śledczego, dobrze poinformowani widocznie o niebezpieczeństwie, którego nie przeczuwał mleczarz – inkasent.
W chwili, gdy pełen wrażeń inkasent mleczarni miejskiej zakręcał z ulicy Witomińskiej na Śląską, dwaj skuci w kajdany opryszki smutnie kroczyli do kryminału.

Bandyci i „nieuczciwa konkurencja” w lasku witomińskim, “Gazeta Gdańska” 1935, nr 81, s. 7.

Teresa Godlewska biografia kobiety niezwykłej

Teresa Godlewska

Teresa Godlewska, 66 powodów do szczęścia, zapraszamy na spotkanie z autorką, wtorek, 28 maja godzina 17:00

We wtorek 28 maja o godzinie 17:00 odbędzie się spotkanie z Panią Teresą Godlewską, autorką książki “66 powodów do szczęścia”. Niezwykłe i burzliwe życie autorki może być tematem interesującego scenariusza filmowego. Pani Teresa, rocznik 1931, ziemianka urodzona w Druskiennikach dzieciństwo i młodość spędziła w Gdyni. W wieku 37 lat wyruszyła w świat. Odwiedziła 66 państw. Widziała sporą część naszej planety i pomimo znakomitego początku Jej podróż pokazała również najciemniejsze głębiny strachu i nędzy.

Wstęp wolny, serdecznie zapraszamy!

Teresa Godlewska

Gdynia wielu narodowości

Gdynia wielu narodowości

16 maja, na godz. 17:30 zapraszamy do Biblioteki Wiedzy na kolejne spotkanie naszego gdyńskiego cyklu prowadzonego przez Krzysztofa Chalimoniuka.

Historia Gdyni to nie tylko rozwój, architektura i gospodarka, ale również dzieje ludzi. Zarówno tutejszych, jak i przybyszy, dla których miasto to stało się domem. Do Gdyni przybywali zarówno mieszkańcy innych regionów Polski, jak i obywatele innych krajów. W większości byli to przypływający do gdyńskiego portu marynarze. Jednak te odwiedziny, choć liczne, najczęściej nie pozostawiły po sobie trwałych śladów.

Dramatyczne wydarzenia, które rozgrywały się na świecie, sprawiły, że Gdynia stała się domem również dla licznych obcokrajowców. Tak było w okresie międzywojennym, w czasie wojny, jak i w latach późniejszych. Począwszy od 1926 roku, aż do dnia dzisiejszego spotkać można w Gdyni mieszkających tu przedstawicieli różnych narodów.

Właśnie im poświęcone będzie kolejne ze spotkań organizowanych w Bibliotece Wiedzy. Poznamy historie przybycia i życia codziennego przedstawicieli tych mniejszości. Dowiemy się, kim byli, czym się zajmowali, jakie były radości i smutki mieszkańców Gdyni – przybyszy często z odległych stron.

Czwartek, 16 maja, godzinie 17:30, Biblioteka Wiedzy, Gdynia ul.Świętojańska 141.

Spotkanie prowadzi dr Krzysztof Chalimoniuk z Biblioteki Wiedzy, Redaktor Naczelny Rocznika Gdyńskiego.

Wstęp wolny.

Serdecznie zapraszamy

Akademia Głosów Tradycji z Galionem 2023

Galiony 2023 AGT

Akademia Głosów Tradycji laureatem Gdyńskich Galionów 2023 w kategorii „Debiut Artystyczny”

W poniedziałek 13 maja 2024 roku w Muzeum Miasta Gdyni zostali wyłonieni laureaci Gdyńskich Galionów za rok 2023 – Nagrody Artystycznej Miasta Gdyni. W tym roku po raz pierwszy statuetki wręczała niedawno wybrana nowa Prezydent Gdyni Aleksandra Kosiorek.

Akademia Głosów Tradycji za debiutancką płytę „Po słońcu” została laureatem Gdyńskich Galionów 2023 w kategorii „Debiut Artystyczny”

Gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów.

Galiony 2023 AGT

Konsularna Gdynia

Biblioteka Gdynia
Biblioteka Gdynia

W czwartek 11 kwietnia, godzina 17:30, zapraszamy do Biblioteki Wiedzy na kolejne spotkanie poświęcone historii Gdyni.

W Bibliotece Wiedzy, filii Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gdyni przy ul. Świętojańskiej 141 odbędzie się spotkanie poświęcone historii gdyńskich placówek konsularnych. W trakcie spotkania nastąpi też otwarcie projektu zatytułowanego “KONSULARNA GDYNIA”. Jego efektem będzie publikacja, której wydanie planowane jest na jesień 2025 r. Przedstawione w niej zostaną wszystkie placówki konsularne, funkcjonujące w Gdyni począwszy od lat 20 XX w. a skończywszy na działających współcześnie w mieście.

Czwartek, 11 kwietnia, godzinie 17:30, Biblioteka Wiedzy, Gdynia ul.Świętojańska 141.

Spotkanie prowadzi dr Krzysztof Chalimoniuk z Biblioteki Wiedzy, Redaktor Naczelny Rocznika Gdyńskiego.

Wstęp wolny.

Serdecznie zapraszamy

Łączki i inne ładne obrazki – wystawa Krzysztofa Wieczorka

Krzysztof Wieczorek Perlatti

W czwartek, 11 kwietnia o godzinie 18:00 zapraszamy na wernisaż wystawy Krzysztofa Wieczorka pod tytułem “Łączki i inne ładne obrazki”

Zapraszamy wszystkich do Galerii Towarzystwa Miłośników Gdyni na wystawę malarstwa Krzysztofa Wieczorka. Artysta stosuje ciekawe techniki malarskie i formy artystyczne, często zaskakuje sposobem prezentacji swoich prac.

Wernisaż wystawy odbędzie się w czwartek, 11 kwietnia o godzinie 18:00 w Galerii Towarzystwa Miłośników Gdyni, ul.Władysława IV 51.

Wstęp wolny i obowiązkowy 🙂

Serdecznie zapraszamy.

Krzysztof Wieczorek Perlatti

Chciał zamordować swą żonę

W nocy ubiegłej to jest z soboty na niedzielę niejaki Holcher z Oksywia wrócił do domu w nieco podchmielonym stanie.

Nic dziwnego, że żona mu czyniła wyrzuty. Zamiast przyjąć zasłużone wyrzuty spokojnie i ułożyć się w łóżku, znany jako awanturnik mąż, chwycił za rewolwer i wymierzył broń przeciw żonie. Kobieta przestraszona zdążyła na czas wybiec z pokoju i tym sposobem uniknęła niechybnej śmierci, gdyż mąż wściekły, wystrzelił za nią aż 6 razy. Kule utkwiły w drzwiach i ścianach. Sąsiedzi, zaalarmowani krzykiem przestraszonej kobiety, przywołali policję, która awanturnikowi odebrała broń jeszcze nabitą i spisała protokół. Nie wiadomo czy żona awanturnika skorzysta z opieki prawa. W każdym razie winna go za niedozwolone noszenie broni spotkać dobra nauczka.

Gazeta Gdańska 1927, nr 13, s. 7

Dwa zamachy samobójcze jednego dnia przy ul. Świętojańskiej w Gdyni

Onegdaj popołudniu w cukierni Lisieckiego, przy ul. Świętojańskiej wydarzył się niesamowity wypadek. Jeden z gości, jak się później okazało rzeźnik Jerzy Tynkowski, ni stąd ni zawąd poderżnął sobie brzytwą żyły u rąk.

Tynkowski przyszedł do cukierni w stanie podchmielonym. prawdopodobnie wiec zamach samobójczy był bezmyślnym odruchem spowodowanym nadmierna ilością wypitego alkoholu. Dziwnego “desperata” odstawiono do szpitala, gdzie udzielono
mu pomocy. Żadne niebezpieczeństwo życiu Jego nie grozi.
Również onegdaj wieczorem we własnem mieszkaniu w baraku Wandtkego przy ul. Świętojańskiej, targnęła się na życie zażywając większą ilość esencji octowej dwudziestokilkoletnia Stanisława Trzcińska Nieszczęśliwa przewieziono do szpitala Sióstr Miłosierdzi, gdzie mimo zastosowania zabiegów lekarskich około godz. 11 wieczorem zmarła. Przyczyną rozpaczliwego kroku były niesnaski rodzinne.

“Dziennik Poznański” 1933, 8 kwietnia, s. 6

Gdynia wspaniale spłaca swoje długi

Obrady nad preliminarzem budżetowym

Na posiedzeniu Rady Miejskiej uchwalony został budżet zwyczajny m. Gdyni. Po stronie dochodów — 6.647.320 zł, po stronie wydatków — 6.538.000. Komisarz Rządu mgr Sokół podczas obrad nad preliminarzem budżetowym, wygłosił przemówienie które w streszczeniu podajemy poniżej:
Od początku istnienia portowego miasta Gdyni — po raz pierwszy przedkładam Panom do uchwalenia preliminarz budżetowy zwyczajny w terminie ustawą przewidzianym.
Jak Panowie wiedzą ze sprawozdań Komisji Rewizyjnej — gospodarkę zwyczajną mamy zrównoważoną.
Chciałbym tu jeszcze podkreślić, że cyfry zapreliminowane są realne, a dla potwierdzenia tych słów podaję, że budżet na rok 1936-37 przewidywał 8.100.000 zł wydatków, które wykonałem na sumę 8.000.000 zł czyli w 98% preliminarza. Analogiczny okres 1937-38 wykazuje cyfrę 9.400.000 zł w preliminarzu. a wykonanie zamyka się sumą 8.500.000 zł czyli wydatki zrealizowane w 91%.
Dochody budżetowe zaś przedstawiały się następująco: na rok 1936-37 preliminowano 8.900.000 zł a osiągnięto 8.700.000 zł czyli 98%, na rok 1937-38 preliminowano 9.500.000 zł a osiągnięto 9.800000 — czyli, że dochody zrealizowano w 103% w stosunku do przewidywanego wykonanie budżetu za 9 miesięcy roku 1938 39 potwierdza również tę regułę.
Ponadto rok 1938-39 przyniósł półformalne przejęcie długów gwarantowanych przez Skarb Państwa. Odbyło się to — jak już Panowie wiedzą — w ten sposób, że obsługa tych długów znajduje się za zgodą Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Ministerstwa Skarbu, poza budżetem miasta Gdyni, stanowiąc zupełnie osobno zrównoważoną całość. Gmina do obsługi długów gwarantowanych absolutnie już nic nie dopłaca, albowiem splata ich następuje tylko wówczas, gdy Skarb Państwa uruchomi odpowiednio potrzebną co miesiąc sumę dotacji.
Większość zadłużenia, tj. 25 milionów złotych nie obciąża już zwyczajnej gospodarki miasta. Pozostałe 10 milionów złotych długów, ciążących na Gminie — być może — ulegnie redukcji, gdyż poczyniłem starania, aby pożyczki uzyskane przez miasto w Funduszu Pracy w kwocie 5.200.000 zł zostały przemianowane na dotacje. Gdyby więc starania nasze w tej sprawie zostały uwieńczone pomyślnym wynikiem, wówczas suma pożyczek długoterminowych nie prze, kroczy cyfry 5.000.000 zł. Uchwalenie inwestycyj bez ustalonego z góry pokrycia jest niewskazane, gdyż angażowanie się Gminy w roboty, nieodzowne wprawdzie, lecz nie oparte na programowym finansowaniu — narusza równowagę gospodarki zwyczajnej, co sprowadza się właściwie do pojęcia niedoboru budżetowego. Osobiście zaś nie mam zamiaru powiększać niedoborów budżetowych, ponieważ od momentu przyjścia do Gdyni postawiłem sobie za jedno z głównych zadań właśnie zlikwidowanie tego uciążliwego zadłużenia, co mi się przy udziale Panów prawie w całości udało. Z 17 milionów złotych niedoboru w r. 1933 — pod koniec r. 1938-39 pozostanie jego nie więcej jak półtora miliona złotych, a nawet i mniej c ile do tego czasu uda mi się skonwerto-wać niektóre pożyczki krótkoterminowe. Z tych przyczyn nie przedkładam Panom o-becnie do uchwalenia budżetu nadzwyczajnego. nie znaczv to jednak, że o tej sprawie nie mvślę. Przeciwnie — inwestycje, a więc zatrudnienie bezrobotnych, albo innymi słowy tworzenie nowych wartości majątkowych jest moją największą troską i spodziewam się, że jeszcze przed 1 kwietnia 1939 r. przedłożę Radzie Miejskiej do uchwalenia program inwestycyjny na r. 1939-40. który o-pracowałem na sumę około 6 milionów złotych.
Projektuję mianowicie wykonanie dalszej sieci dróg i ulic, regulacje rzeki Kaczej, rozbudowę sieci wodociągowo-kanalizacyjnej, dokończenie budowy szkoły w Cisowej i dalszą budowę trzech nowych szkół powszechnych, inwestycje elektryfikacyjne, dalszą rozbudowę łazienek w Orłowie, urządzenia sportowe, ośrodek zdrowia itp.
Przypuszczam, że o ile Władze Centralne nie zatwierdzą mego projektu w pełnej wysokości, to w każdym razie suma 4 milion? złotych stanowić będzie dolną granicę inwestycyj w roku 1939-40.

Dziennik Bydgoski, 1939, nr 26, s. 7

Tragedia byłej kasjerki Apteki pod Gryfem

Z powodu utraty posady, młoda dziewczyna popełniła samobójstwo


W sobotę w nocy z kanału przemysłowego w porcie gdyńskim wyłowiono zwłoki jakiejś młodej kobiety, znajdujące się już w stanie rozkładu. Przeprowadzono przez policję dochodzenia wykazały, że nieszczęśliwą była 22-letnia Weronika Rybakówna, zatrudniona poprzednio w charakterze kasjerki w Aptece pod Gryfem.
Rybakówna, urodzona w Pińsku, od kilku lat przebywała w Gdyni, zamieszkując na Starem Obłużu. Ostatnio pracowała we wspomnianej aptece, wykonywując swe czynności bez zarzutu. Tom bardziej boleśnie odczuła fakt nagłego wypowiedzenia jej posady i zwolnienia z pracy. Jakie były motywy tego zwolnienia, nic wiemy, gdyż na telefoniczne zapytanie nasze w tej sprawie, ktoś z personelu aptecznego w sposób bardzo niegrzeczny odmówił informacyj. Wobec tego pozostaje pole do różnych na ten temat domysłów.
Utrata posady wprawiła Rybakównę w stan głębokiej depresji duchowej, przyczem niejednokrotnie wobec swych bliskich dawała wyraz nurtującym ją ponurym zamiarom. Dn. 5 maja dziewczyna znikła. Wszelkie poszukiwania nie dały rezultatu i oto dopiero obecnie tajemnica tego zniknięcia została wyjaśniona. Rybakówna popełniła samobójstwo, rzucając się do morza. Zwłoki nieszczęśliwej złożono w kostnicy na Grabówku.

Tragedia byłej kasjerki apteki pod Gryfem, “Gazeta Gdańska” 1936, nr 125, s. 7