Walka awanturników z policją w Orłowie

Jeden z policjantów poważnie poturbowany

Męty orłowskie dały ostatnio znać o sobie awanturniczym wyczynem, którego głównym aktem była walka z interweniującą policją, epilogiem zaś wypoczynek w areszcie policyjnym.
Karol, Julianna i Franciszek Litzauowie oraz przyjaciel ich Antoni Kunkle, wszyscy z Orłowa uplanowali urządzić najście na mieszkanie niejakiego Browarczyka (ul. Wielkopolska), z którym mieli jakieś porachunki natury osobistej. Intencję napastników było zrobienie Browarczykowi fachowego „okładu”, tak aby czas dłuższy musiał spędzić w szpitalu.
Napadnięty zdołał jednak w porę zaalarmować policję, która przybyła najpierw w osobie jednego posterunkowego.
Widok pojedynczego stróża bezpieczeństwa rozzuchwalił jeszcze bardziej awanturniczą czwórkę, która w zapale walki zapomniała, że ma przed sobą przedstawiciela prawa, rzucając się na niego i okładając go tęgimi razami.
Z odsieczą koledze podążył drugi policjant, gdy i ten jednak nie mógł dać rady zabijakom — zjechał na miejsce cały orłowski Komisariat P. P. Z kierownikiem na czele. Wówczas dopiero Litzauów i Konkola zdołano obezwładnić i sprowadzić do aresztu. Poturbowanym poważnie policjantem zajęli się koledzy.

Literatura: Jeden z policjantów poważnie poturbowany, “Gazeta Gdańska” 1937, nr 80, s. 7.

Kosztowna zabawa we dwoje

„Olimpijska” piękność złodziejką


Zamieszkała w Gdyni przy pryncypalnej ul. Starowiejskiej pod dwudziestym szóstym panna Zofia Pokojska dopuściła się czynu, który na czas dłuższy podważył dobrą opinię pp. gospodyń „od wszystkiego” z branży gastronomiczno – domowej i poderwał zaufanie, jakim cieszyły się bezkonkurencyjnie wszystkie kucharki wszystkich miast świata.

Było dotąd rzeczą wiadomą i bezwzględnie bezsporną, że kucharka, czyli też stworzenie ,.garkotłukiem“ pieszczotliwie zwane — jest nie tylko najlepszym materiałem na „narzeczoną” dla kawalerów w okresie odbywania przez nich obowiązkowej służby wojskowej, ale ponadto nadają się najbardziej na przygodne i stałe towarzyszki wszelkich zabaw we dwoje. Panna taka — i owszem nigdy człowiekowi o obejście dbającemu wstydu nie zrobi, „menu” w mig w zakładzie gastronomicznym ułożyć potrafi, jak nikt inny na świecie. W tajemnicach kuchennych się wyznaje i prawie zawsze — 999 na 1.000 — ma na książeczce P. K. O. przezornie złożone złocisze, którymi od biedy — zawsze wiernego towarzysza poratować może.
O tym wszystkim przekonani są znawcy owych spraw głęboko i zgodnie.
Wypływające z tradycji lat przekonanie to poderwała dopiero wymieniona już wyżej panna Zofia Pokojska, kucharka ze Starowiejskiej. Pokojska udała się na zaproszenie p. Władysława Z. w dniu wczorajszym do „Olimpicu”, gdzie oboje spędzili godzin kilka na beztroskiej zabawie. Wszystko było by zakończyło się jak najlepiej, gdyby nie fakt, że pan Z. — po wytrzeźwieniu dopiero — rzecz prosta – skonstatował brak 150 zł. i zegarka złotego.
O przywłaszczenie sobie tych rzeczy posądzona została właśnie panna Pokojska ze Starowiejskiej i to jest najgorsze.

Literatura: Kosztowna zabawa we dwoje. “Olimpijska” piękność złodziejką, “Gazeta Gdańska” 1937, nr 87, s. 8

Stocznia im. Komuny Paryskiej 1922-2022.

Stulecie powstania stoczni w Gdyni – monografia Krzysztofa Stefańskiego. W miarę jak zbliżać się będziemy do rocznicy 100-lecia nadania Gdyni praw miejskich wydawanych będzie coraz więcej najróżniejszych publikacji poświęconych historii Gdyni jako miasta.

Warto pamiętać, że wartościowe, całościowo traktujące różne gdyńskie tematy, a zarazem ciekawie napisane książki wydawane były w latach poprzednich. Do takich publikacji należy Stocznia im. Komuny Paryskiej 1922-2022. Stulecie powstania stoczni w Gdyni – wielce obszerna monografia autorstwa Krzysztofa Stefańskiego licząca prawie 700 stron i ponad 1110 fotografii. W tej właściwie kompletnej publikacji przybliża autor czytelnikowi dzieje gdyńskiej Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni, związanej z dziejami miasta i jego mieszkańców.

Mówiąc o publikacji Krzysztofa Stefańskiego najlepiej chyba oddać głos autorowi.

WSTĘP

         Minęło już 100 lat od powstania Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni, od jej początku w 1922 roku. Przedstawiam zatem jej dzieje od lat przedwojennych, aż do końca 1991 roku, kiedy to przekształciła się w Spółkę Akcyjną. Przywracam tym samym pamięć o niej i o stoczniowcach, bohaterach tamtych czasów.

         Na tle tych wszystkich wydarzeń ukazuję też historię mego ojca, mgr inż. Zenona Stefańskiego, który był tego pomysłodawcą. Słyszałem, jak nieraz mówił, że na emeryturze spisze i wyda wspomnienia dotyczące swego życia, pracy w SKP i jej historii, bo wtedy dopiero będzie miał na to czas. Nie doczekał tego jednak i zmarł w 1985 roku. A ja uważałem za swój obowiązek spełnić jego marzenie i napisać to, czego on nie zdążył. Jest to dla mnie jakby spełnienie jego testamentu. Żałuję tylko, że tak późno się za to wziąłem.

         W książce cytuję odnalezione zapiski mojego ojca, odręczne lub w maszynopisie, no ale w większości korzystam z innych źródeł. Najbardziej cenne z nich, to bezpośrednie rozmowy ze stoczniowcami oraz przekazane mi przez nich pamiątki. Szkoda tylko, że niektórzy z nich nie dożyli do czasu wydania tej książki. W takim przypadku przekażę ją ich rodzinom.

         Uważam książkę za dokument historycznobiograficzny. Nabrała prawie charakteru albumowego z powodu dużej ilości zdjęć. Nie chciałem jednak ograniczać ich ilości, zwłaszcza fotek osób, których pragnąłem jak najwięcej upamiętnić.

         Niektórzy mogą zwrócić uwagę na to, że pisałem z dużej litery, może nie zawsze zgodnie z ortografią, zawody, miejsca i stanowiska służbowe stoczniowców. Chciałem w ten sposób wyrazić im swój szacunek, podkreślić znaczenie i trud ich pracy. Proszę o wyrozumiałość ewentualnych korektorów lub krytyków.

         A oto tekst, jaki Zenon Stefański chciał zamieścić we wstępie do książki, którą pragnął napisać. Natrafiłem na niego w notatkach ojca:

         „W życiu każdego są okresy trudne i przyjemne, ciekawe i monotonne. Moje życie było urozmaicone i niezbyt lekkie, a fakty interesujące i prawdziwe. Dlatego we wspomnieniach ukazuję okres prywatny i zawodowy w moim życiu, piszę o kolegach ze stoczni, o ich pracy trudnej, ale ciekawej, o ich wzlotach i upadkach, o naszym zakładzie. Ja sam też byłem raz na wozie, raz pod wozem, ale kilkudziesięcioletnia praca w jednym miejscu upoważnia mnie do napisania tych słów i pokazania, chociaż w części, blasków i cieni zawodu stoczniowca”.   Wspomnienia, wspomnienia, wspomnienia… Co znaczą dla nas? Co znaczą dla nas razem i dla każdego z osobna? Wszak one są jak perły: mają w sobie coś z klejnotów i coś z łez. 

Mgr inż. Zenon Stefański. Fot. ze zbioru autora

Interwencje pogotowia podczas spożywania obiadu

W czasie spożywania obiadu wyni­kła wczoraj sprzeczka między gospodarzem, pewnym mieszkańcem Witomina, a 28 letnim Fedhoffem, przyjacielem domu. Fedhoff w sposób niewłaściwy zachowywał się względem żony gospodarza. Zdenerwowany mąż w pewnej chwili chwycił talerz i uderzył nim Fedhoffa w głowę, rozbijając mu skroń.

Literatura: Interwencja pogotowia podczas spożywania obiadu, “Gazeta Gdańska”. – 1937, nr 175, s. 2.

Zatrucie alkoholem

Pogotowie Ubezpieczalni Społecznej wezwano wczoraj na ul. Warszawską 17 gdzie uległ zatruciu po spożyciu nad­miernej ilości alkoholu 27-letni Władysław Krawczyk. W chwili przybycia pogotowia towarzysz Krawczyka, niejaki Perlik, będący również w stanie zamroczenia alkoholowego, wywołał niebezpieczną awanturę, tak że do pomory sanitariuszy wezwać musiano policję.

Literatura: Zatrucie alkoholem, „Gazeta Gdańska”. – 1937, nr 175, s. 2

Zamach samobójczy w areszcie policyjnym

Wczoraj osadzono w areszcie policyjnym pod zarzutem wykroczenia na tle obyczajowym 24-letnią Zofię R., zam. w Gdyni. Korzystając z chwilowej nie uwagi dozoru Zofia R. usiłowała poz­bawić się życia przez powieszenie się na kracie okiennej. Desperacki krok mło­dej kobiety w porę zauważono i pospie­szono jej z pomocą.

Literatura: Zamach samobójczy w areszcie policyjnym, „Gazeta Gdańska”. – 1937, nr 175, s. 2

Zazdrosny mąż i lekkomyślne kuzynostwo

Nie wolno chodzić na zabawę, gdy należało pójść na chrzciny

Franciszek Drozd, 26-letni młody człowiek i w dodatku kawaler, umówił się ze swą kuzynka i jej mężem, że w niedzielę pójdą wspólnie do znajomych na chrzciny. W ostatniej chwili jednak młodzi kuzynowie zmienili projekt i zamiast udać się na skromną uroczystość rodzinną, postanowili spędzić wieczór bardziej hucznie i wesoło, a co najważniejsze — we dwoje.
Pozostawili więc, męża w mieszkaniu przy ul. Rybińskiego 102, sami zaś cichaczem wynieśli się do miasta. Męż, starszy, stateczny człowiek, czekał cierpliwie parę godzin, gdy zaś małżonka jego i miły kuzynek nie wracali, postanowił rozpoczęć poszukiwania. Udał się przede wszystkim do owych znajomych, gdzie odbywały się chrzciny, lecz oczywiście młodej parki tam nie zastał. Ruszył więc również do miasta i zaczął kolejno obchodzić różne lokale, gdzie wrzała wesoła niedzielna zabawa.


Na jednej z takich „tańcówek”, wśród tłoczącej się i sunącej w takt tańca ciżby, zazdrosny mąż spostrzegł wreszcie swoją uroczą połowicę, rozkosznie uśmiechniętą w ramionach młodego dansera, którym był oczywiście p. Franciszek.
Jakkolwiek sytuacja była dość jasna, starszy pan miał jeszcze tyle taktu, że nie wyciągnął z miejsca konsekwencji wobec swej lekkomyślnej małżonki i jej adoratora, lecz z angielską flegmę opuścił zabawę i wrócił do domu przy ul. Rybińskiego. Tu czekał długie godziny, nie zmrużywszy oka, a gorycz i ból wzbierały z minuty na minutę w jego sercu.

Wreszcie usłyszał kroki i wesołe głosy. Drzwi otwarły się i do pokoju wkroczyła młoda para w wyśmienitym humorze, podsyconym znakomicie wypitym alkoholem. Tego biednemu mężowi było już za wiele. Chwycił pierwszy z brzegu ciężki przedmiot (okazało się, że była to dusza od żelazka do pracowania) i zaczął okładać nim z całych sił skuzynowanego adoratora swej żony.
Rezultat, jak często w podobnych wypadkach: Drozda zabrało pogotowie, aby opatrzyć mu rany tłuczone głowy. Nie sę one zresztę groźne. Czy po tej scenie małżonkowie się pogodzili — o tym kronika milczy.

Literatura: Zazdrosny mąż i lekkomyślne kuzynostwo. Nie wolno chodzić na zabawę, gdy należało pójść na chrzciny, “Gazeta Gdańska”. – 1938, nr 227, s. 7.

Trup kobiety z nożem kuchennym w piersi

Niezwykłe samobójstwo w Gdyni

W sobotę wieczorem na ul. Witomińskiej 7 w Gdyni rozegrała się tajemnicza tragedia, której, ofiarą padła 30-letnia Pelagia Libierska. Libierska zamieszkiwała wspólnie ze swym kochankiem, z którym tragicznego wieczoru wszczęła gwałtowną sprzeczkę. W trakcie kłótni shisteryzowana kobieta chwyciła duży nóż kuchenny i wbiła go sobie głęboko w klatkę piersiową. Zawezwany lekarz pogotowia ratunkowego po przybyciu na miejsce znalazł Libierską w krwawej kałuży już bez życia. Przyczyną śmierci był wielki upływ krwi.

Powierzchowne oględziny zwłok wykazały, że nóż tkwił głęboko w piersi, co wydaje się podejrzane, gdyż przy zamachach samobójczych tego rodzaju ofiara traci zazwyczaj siły, i nie jest w stanie zadać sobie tak potężnego ciosu. W sprawie tej władze śledcze wszczęły dochodzenia, które wyświetlą, czy zmarła istotnie sama pozbawiła się życia. Miarodajny będzie zwłaszcza wynik obdukcji zwłok, która w najbliższych godzinach ma być przeprowadzona.

Literatura: Trup kobiety z nożem kuchennym w piersi. Niezwykłe samobójstwo w Gdyni, “Gazeta Gdańska”. – 1938, nr 13, s. 5

Krwawa bitwa dwóch krewniaczek

Osiemnastoletnia zwyciężyła 28 letnią

Zamieszkałej na ul. gen. Dreszera 39d 28-letniej Klarze Sielankowej złożyła wczoraj wizytę siostrzenica jej męża, która jakkolwiek liczy dopiero latek 18, odznacza się już krewkim i wybuchowym temperamentem. O co poszło obu niewiastom o tym kroniki milczą — dość, że w pewnej chwili, gdy kłótnia doszła do swego punktu kulminacyjnego, „miła” osiemnastolatka chwyciła stojącą lampę i wyrżnęła nią z całej siły w głowę swej ciotki. Skutek był ten, że Sielankową zabrało pogotowie ratunkowe, aby opatrzyć jej rany tłuczone i ciętą na głowie oraz szyi. Jak z powyższego widzimy, w domu p. Sielankowej tego dnia nie było zbyt… sielankowo…

Literatura: Krwawa bitwa dwóch krewniaczek. Osiemnastoletnia zwyciężyła 28 letnią, Gazeta Gdańska 1938, nr 14, s. 9.

Polskie holowniki powróciły


W dniu wczorajszym powróciły do Gdyni polskie holowniki „Atlas”, „Tur” i „Żeglarz”. Holowniki te zostały wywiezione przez Niemców do zachodnich portów niemieckich i na skutek stara11 polskich władz morskich, zostały obecnie zwrócone przez okupacyjne władze alianckie.
Przed tygodniem po holowniki te wyjechała polska załoga z kpt. Kubinom na czele i w dniu wczorajszym szczeliwie przyprowadziła statki do Gdyni. Przyprowadzone holowniki są pierwszymi jednostkami, jakie zostały nam zwrócone z liczby zrabowanego taboru portowego i rybołówczego. Starania o dalsze jednostki są w toku.
Holowniki po lekkiej naprawie zostano przeznaczone do służby holowniczej w Gdyni i Gdańsku. Wprowadzenie ich do służby znacznie usprawni ruch statków w portach polskich.

Literatura: Polskie holowniki wróciły do Gdyni, Dziennik Bałtycki, 1946, nr 4.

200 ton towarów dla Ambasady Amerykańskiej w Moskwie

Ostatnio odszedł z Gdyni fiński statek „Ivallo” zabierając między innymi 200 ton towarów dla Ambasady Amerykańskiej w Moskwie. Ładunek ten składa się głównie z żywności. Statek wyładuje towar w Helsinkach, skąd koleją tranzytem skierowany zostanie do Moskwy.

Literatura: 200 ton towarów dla Ambasady Amerykańskiej w Moskwie, “Dziennik Bałtycki”. – 1946, nr 9.

Biuro Odbudowy Portów

Instytucja powołana do prowadzenia odbudowy polskich portów. Podlegała Departamentowi Morskiemu Ministerstwa Przemysłu i Handlu

Zaczęła działać od 1 czerwca 1945 r. , choć w niektórych publikacjach jako datę utworzenia Biura Odbudowy Portu podaje się dzień 28 maja 1946 r., dopiero bowiem w tym dniu podpisane zostało Rozporządzenie Ministra Handlu Zagranicznego i Żeglugi o utworzeniu tej instytucji (Dz.U. nr 26 z 18 czerwca 1946 r.)

28 maja rozporządzeniem Ministra Żeglugi i Handlu Zagranicznego powołane zostało Biuro Odbudowy Portów. Do faktycznego jego uruchomienia doszło 1 czerwca w Gdańsku. Do podstawowego zakresu działań nowo utworzonej instytucji zaliczono odbudowę morskich portów handlowych ze zniszczeń wojennych oraz oczyszczenie wód portowych i dróg żeglugowych z wraków i innych przeszkód w nawigacji.  Dyrektorem BOP został Władysław Szedrowicz, a naczelnym inżynierem (zastępcą dyrektora) Witold Tubielewicz.

Początkowo centrala BOP dzieliła się n cztery wydziały: organizacyjno-personalny, finansowy, gospodarczy, dostaw i planowania. W grudniu 1945 r. wydzielono dwa kierownictwa robót dla tzw. portów I klasy (Gdańsk i Gdynia). Kierownictwo robót w Gdyni został mieściło się w tzw. Domku Wendy (inż. Henryk Wagner).

W tym czasie zreorganizowano centralę dzieląc ją na siedem wydziałów, bezpośrednio podległych naczelnemu inżynierowi.  Pod koniec 1945 r. Biuro Odbudowy Portów zatrudniało ok. 2400 pracowników, w tym 430 mundurowych.

Literatura: Oskar Myszor, Port Gdyński w 1945 roku: stan zniszczeń, uruchomienie i początek odbudowy, [w:] Morze nasze i nie nasze. Zbiór studiów pod red. Piotra Kurpiewskiego, Tadeusza Stegnera, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 2011; Czesław Kleban, Port Gdynia 1922-1972, s. 43.

Bandyci i „nieuczciwa konkurencja” w lasku witomińskim

Inkasent mleczarni gdyńskiej ścigany przez bandytów

Wczoraj wieczorem szosą z Witomina do Gdyni jechał sobie spokojnie furmanką inkasent mleczarni miejskiej D. z Orłowa Morskiego.
Wesoło pogwizdując wjechał do lasku witomińskiego sprawdziwszy jednak na wszelki wypadek czy torba z pieniędzmi jest dobrze zamknięta i czy rewolwer jest nabity.
Nie było to rzeczą zbyteczną, gdyż w gąszczu przydrożnych drzew w środku witomińskiego lasku dwóch przyjaciół od kilku godzin czekało na inkasenta.

BANDYCI CZEKAJĄ NA INKASENTA

Przyjaciele leżąc na wilgotnej ziemi byli nieco zdenerwowani. Nie przybyli oni tu wcale w celach odbycia wspólnej przejażdżki furmanką mleczarni miejskiej. Rewolwer znajdujący się w kieszeni jednego z nich, świadczył o tem, że rozmowa z inkasentem odbędzie się w formie dość podnieconej i stanowczej. Niestety, próba odbezpieczenia starego browninga wypadła negatywnie i przyjaciele musieli uzbroić się w zwykle kamienie, czekając coraz bardziej niecierpliwie na turkot furmanki, który oznajmił im zbliżanie się inkasenta z pieniędzmi.

„NIEUCZCIWA KONKURENCJA” BANDYTÓW CZEKA RÓWNIEŻ NA INKASENTA

O kilkanaście metrów dalej również w gąszczu przydrożnych drzew przyczaiło się jeszcze dwóch ludzi, tak samo czekających na przejazd furmanki z inkasentem.
Nagle daleko na szosie rozległ się turkot wozu i na zakręcie ukazała się niecierpliwie oczekiwana furmanka.
W tej samej chwili z pod krzaku wytrysnęły nagle dwa zręczne cienie i biegnąc do wozu krzyknęły: „Odrzucie broń i ręce do góry”.

UCIECZKA I POŚCIG

Ale rzucony kamień chybił a inkasent wyciągnąwszy rewolwer jedną ręką, drugą zaciął konie i puścił się do ucieczki przed ścigającymi go bandytami.
Ciszę leśną przerwał głośny turkot pędzącej furmanki i krzyki ścigających ją opryszków.
Nagle przed oczyma jego mignęły dwie nowe postacie, zabiegające mu drogę i do uszu przerażonego inkasenta doleciał okrzyk: „Stój!”. Nieszczęśliwy, przerażony nagłą zasadzką zorganizowanej bandy, woźnica jeszcze mocnej uderzył konie batem i strzelił na postrach do góry, lecz minął zabiegających mu jednak drogę ludzi, którzy przestraszywszy się widocznie, znowu ukryli się w krzakach.
Ale dwaj pierwsi mimo wszystko nie dawali za wygraną i nie zwracając uwagę na niepowodzenie kolegów biegli wciąż za furmanką.

NIEOCZEKIWANE SPOTKANIE


Nagle w chwili, gdy mijali oni miejsce, w którem ukryli się dwaj następni, czyhający na inkasenta ludzie, rozległ się okrzyk „ręce do góry” i „nieuczciwa konkurencja” zabiegła drogę bandytom, którzy według wszelkich praw mieli jednak pierwszeństwo w tej sprawie.
Oburzenie ścigających nie miało granic. Uważali oni, że po takim wysiłku należą im się pieniądze mleczarza, który tymczasem oddalał się coraz bardziej.
Niewątpliwie kamienie, przeznaczone dla tego ostatniego poszłyby w ruch, gdyby nie rewolwery, które skierowała w pierwszą placówkę bandycką konkurencyjna zasadzka.


W RĘKACH POLICJI


Obaj przyjaciele, oburzeni zachowaniem się konkurentów, zaczęli proponować pewne kompromisy, byleby jednak dopaść mleczara, lecz nagle pod klapą marynarek grożących im rewolwerami osobników ujrzeli oznaki policji śledczej.
Placówkę Nr 2 w gąszczu przydrożnych drzew tworzyli dwaj wywiadowcy wydziału śledczego, dobrze poinformowani widocznie o niebezpieczeństwie, którego nie przeczuwał mleczarz – inkasent.
W chwili, gdy pełen wrażeń inkasent mleczarni miejskiej zakręcał z ulicy Witomińskiej na Śląską, dwaj skuci w kajdany opryszki smutnie kroczyli do kryminału.

Bandyci i „nieuczciwa konkurencja” w lasku witomińskim, “Gazeta Gdańska” 1935, nr 81, s. 7.

Teresa Godlewska biografia kobiety niezwykłej

Teresa Godlewska

Teresa Godlewska, 66 powodów do szczęścia, zapraszamy na spotkanie z autorką, wtorek, 28 maja godzina 17:00

We wtorek 28 maja o godzinie 17:00 odbędzie się spotkanie z Panią Teresą Godlewską, autorką książki “66 powodów do szczęścia”. Niezwykłe i burzliwe życie autorki może być tematem interesującego scenariusza filmowego. Pani Teresa, rocznik 1931, ziemianka urodzona w Druskiennikach dzieciństwo i młodość spędziła w Gdyni. W wieku 37 lat wyruszyła w świat. Odwiedziła 66 państw. Widziała sporą część naszej planety i pomimo znakomitego początku Jej podróż pokazała również najciemniejsze głębiny strachu i nędzy.

Wstęp wolny, serdecznie zapraszamy!

Teresa Godlewska

Gdynia wielu narodowości

Gdynia wielu narodowości

16 maja, na godz. 17:30 zapraszamy do Biblioteki Wiedzy na kolejne spotkanie naszego gdyńskiego cyklu prowadzonego przez Krzysztofa Chalimoniuka.

Historia Gdyni to nie tylko rozwój, architektura i gospodarka, ale również dzieje ludzi. Zarówno tutejszych, jak i przybyszy, dla których miasto to stało się domem. Do Gdyni przybywali zarówno mieszkańcy innych regionów Polski, jak i obywatele innych krajów. W większości byli to przypływający do gdyńskiego portu marynarze. Jednak te odwiedziny, choć liczne, najczęściej nie pozostawiły po sobie trwałych śladów.

Dramatyczne wydarzenia, które rozgrywały się na świecie, sprawiły, że Gdynia stała się domem również dla licznych obcokrajowców. Tak było w okresie międzywojennym, w czasie wojny, jak i w latach późniejszych. Począwszy od 1926 roku, aż do dnia dzisiejszego spotkać można w Gdyni mieszkających tu przedstawicieli różnych narodów.

Właśnie im poświęcone będzie kolejne ze spotkań organizowanych w Bibliotece Wiedzy. Poznamy historie przybycia i życia codziennego przedstawicieli tych mniejszości. Dowiemy się, kim byli, czym się zajmowali, jakie były radości i smutki mieszkańców Gdyni – przybyszy często z odległych stron.

Czwartek, 16 maja, godzinie 17:30, Biblioteka Wiedzy, Gdynia ul.Świętojańska 141.

Spotkanie prowadzi dr Krzysztof Chalimoniuk z Biblioteki Wiedzy, Redaktor Naczelny Rocznika Gdyńskiego.

Wstęp wolny.

Serdecznie zapraszamy

Akademia Głosów Tradycji z Galionem 2023

Galiony 2023 AGT

Akademia Głosów Tradycji laureatem Gdyńskich Galionów 2023 w kategorii „Debiut Artystyczny”

W poniedziałek 13 maja 2024 roku w Muzeum Miasta Gdyni zostali wyłonieni laureaci Gdyńskich Galionów za rok 2023 – Nagrody Artystycznej Miasta Gdyni. W tym roku po raz pierwszy statuetki wręczała niedawno wybrana nowa Prezydent Gdyni Aleksandra Kosiorek.

Akademia Głosów Tradycji za debiutancką płytę „Po słońcu” została laureatem Gdyńskich Galionów 2023 w kategorii „Debiut Artystyczny”

Gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów.

Galiony 2023 AGT